- O co ci chodzi?
- Zobacz - przykucnął, zaczął grzebać wśród zeschłych kłączy i podniósł znalezisko do góry - to chyba różdżka.
- Teraz widzę - odgryzła się nastolatka i zabrała mu ją. Obejrzała przedmiot dokładnie. Grymas pojawił się na jej twarzy.
- Należy do jednego ze sług Voldemorta. - powiedziała rzeczowo. Brat zaczął intensywnie wpatrywać się w różdżkę, jednak nie znalazł nic co mogłoby potwierdzić przypuszczania dziewczyny.
- Nie mam pojęcia po czym to poznałaś - skwitował.
- No przyjrzyj się dokładnie zdobieniu przy dolnym końcu. Wyraźnie widać jak mały wąż przewija się przez jej rękojeść. A tutaj - wskazała na spód różdżki - został wytłoczony mroczny znak.
- Spalmy ją. - powiedział szybko Nathan - im mniej uzbrojeni są ludzie Czarnego Pana, tym lepiej dla nas.
Przy pomocy znaleziska podpalił stos i zanim Hermiona zdążyła zaprotestować, różdżka została wrzucona w palenisko, i zajęła się ogniem.
*
Siedział na parapecie okna swojej komnaty opierając rękę na
skupionym czole. Analizował w myślach wszystkie swoje ruchy podczas treningu.
Nagle znak na przedramieniu ostro go zaszczypał. Wiedział co to może oznaczać.
Każda różdżka jest ściśle powiązana z czarodziejem, którego wybrała. Wytwarza
między sobą, a jej właścicielem szczególną więź, nie tylko duchową, ale i
fizyczną. Mroczny znak w nią wtłoczony dodatkowo pogłębił ich połączenie.
Przedramię zapiekło go mocniej. Teraz nie miał wątpliwości; jego różdżka
musiała zostać zniszczona. Przeraziło go to, bo jeżeli była z nim szczególnie
związana poprzez znamię od Voldemorta to on również musiał poczuć ten ból. Na
reakcję Czarnego Pana nie musiał czekać długo. Chwilę później został przez
niego wezwany i za pośrednictwem znaku przeteleportowło go do auli, w której
kolacja dobiegła już końca. Zesztywniał widząc furię w oczach swojego
przywódcy, jednak kiedy On zaczął mówić jego głos nadal był spokojny.
- Draconie, pokaż mi różdżkę - powiedział bez wstępnych
słów. Zbliżył się do chłopaka.- Nie mam jej.. - odpowiedział cicho starając się nie patrzeć w świdrujące oczy Riddle’a.
Do sali weszły jeszcze dwie postaci. Draco rozpoznał w nich swoich rodziców. Przeraziło go to jeszcze bardziej.
- Wzywałeś nas panie. Oto jesteśmy. - powiedział ojciec chłopaka jak zwykle swoim chłodnym opanowanym głosem. Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać skierował się w ich stronę.
- Zaiste Lucjuszu, że wypowiadasz te słowa z tak wielkim spokojem. - powiedział swoim chrapliwym głosem. Malfoy’owie popatrzyli na siebie lekko zdumieni.
- Czy coś się stało? - zapytała Narcyza, której serce zaczęło bić szybciej na widok swojego roztrzęsionego dziecka.
- Moja droga - Czarny pan uśmiechnął się dobijająco - twój syn właśnie okrył hańbą wasz jakiż ceniony pośród czarodziei lud.
Lucjusz na te słowa gwałtownie odwrócił się w stronę swojego dziedzica i popędził do niego z demoniczną miną. Złapał go za kark i podniósł w górę.
- Co. Zrobiłeś. - wycedził zza zaciśniętych mocno zębów. Draco nie wiedział co ma zrobić. Wiedział jedynie, że teraz nic go nie uratuje przed gniewem ojca.
- Lucjuszu, proszę! - krzyknęła Narcyza podbiegając do obojgu mężczyzn. Voldemort stał i patrzył na tę scenę z pogardą. Widział jak kobieta łkając próbuje uwolnić syna z silnego zacisku dłoni jej męża.
- Odpowiadaj mi! - krzyknął wściekły blondyn patrząc w mętne już z bólu oczy syna.
- Udusisz go, błagam cię przestań! - kobieta szarpała jego dłoń z płaczem, jednak ten pozostał niewzruszony.
- Dość. - Tom Riddle wymierzył w nich różdżkę i po sekundzie cała trójka znalazła się poobijana na ziemi w dwumetrowych odstępach od siebie. Podszedł do nich wściekle zarzucając przy tym długi tren swojej szaty. Chwycił z rękę panią Malfoy i wbił swoje szpony w jej gardło. Pozostała dwójka wstała szybko i bez słowa czekali na dalszy rozwój akcji. Kobieta popiskiwała ze strachem w oczach.
- Draconie. Masz dwa dni na znalezienie moich wnuków. Jeżeli ci się nie uda - popatrzył na dygocąca kobietę i przejechał jej mocno pazurem po policzku tak, że ze zrobionej rany wyciekła strużka krwi - zabiję ją.
Puścił Narcyzę i wyszedł przez najbliższe drzwi. Draco podbiegł do matki i przytulając ją w jego oczach pojawiły się łzy.
- Nie pozwolę ci zginąć. - szepnął jej na ucho. Matka popatrzyła na niego, a on czuł w sobie rozdzierający ból. Lucjusz także do nich dołączył i uderzył syna z taką siłą, że ten poleciał na znajdujący się nieopodal kant filaru.
- Wynoś się. - powiedział tylko biorąc żonę na ręce. Młody Malfoy cały w ranach natychmiast teleportował się do pokoju dwójki uciekinierów. Był cały roztelepany. Położył się na zimnej posadce i próbował uspokoić oddech. Kiedy w końcu się pozbierał zapałał gorącą nienawiścią do rodzeństwa. Pragnął ich znaleźć i zemścić się za to całe cierpienie. Podniósł się i zaczął gorączkowo przeczesywać cały pokój. Na krawędzi szafki nocnej zobaczył długi cienki przedmiot. Była to różdżka zrobiona z jasnego drewna. Uśmiechnął się tępo.
Znajdę was. Chociaż
miałbym was wykopać z ziemi, znajdę. W tedy zapłacicie za wszystko.
Teleportował się na skraj urwiska, z którego nie tak dawno
jeszcze podziwiał piękno otaczającej go przyrody. Stał i nadsłuchiwał uważnie.
Czekał na jakikolwiek znak ich obecności w tym lesie, bowiem wiedział, że
musieli się tutaj gdzieś znajdywać. Nie było innej opcji, nie mieli dużo czasu
na ucieczkę.
Słońce zaczęło powoli zbliżając się ku zachodowi, kiedy
usłyszał w oddali głośny trzask. Pognał ile sił w nogach w tamtym kierunku. ____________________________________________________
Oto i kolejny rozdział Inessis. Po tak długim odstępie czasu wracam i obiecuję, że wytrwam do końca historii :)
Jak Ci się podoba? Jeżeli masz jakieś uwagi, lub chcesz się podzielić ze mną swoją opinią (do czego serdecznie zapraszam) napisz komentarz. Natomiast, jeżeli jesteś nowym czytelnikiem i/lub nie chcesz opuścić kolejnej części historii kliknij śmiało ikonkę obserwacji.
Do zobaczenia już za tydzień,
XOXO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz