Translate

wtorek, 25 października 2016

Rozdział 6


- Co ty zrobiłeś! - Hermiona wytrzeszczonymi oczami zlustrowała wyraźnie zadowolonego ze swojego poczynania brata.
- Jak to co? Zlikwidowałem problem. - wzruszył niedbale ramionami, co wyraźnie wstrząsnęło dziewczyną do głębi.
- Problem? - zapytała kpiąco - Problem to teraz będziemy mieli przez ciebie debilu jeden!
Nastolatek obruszył się na te słowa i z wściekłą miną podszedł bliżej siostry.
-Jak śmiesz tak do mnie mówić! Zrobiłem to, co wydało mi się słuszne! Nie zamierzam słuchać twojego gadania! - fuknął na nią i kopnął w kamień otaczający ognisko. Potoczył się on w kierunku małego drzewka i zatrzymał. Nathan chciał znów go kopnąć jednak nie trafił i przez przypadek złamał pień młodej rośliny. Nie przejęty tym zbytnio podniósł kamień i rzucił nim przed siebie. Hermiona zrezygnowana usiadła na trawie i zaczęła się nad czymś intensywnie zastanawiać. 
Myślenie przerwał jej szelest liści dobiegający zza jej pleców. Wyraźnie słyszała ku swojemu przerażeniu, że ktoś z ogromną prędkością zbliża się w ich stronę. Poderwała się gwałtownie i zaczęła biec do bliźniaka, który nieświadomy zagrożenia stał, i wpatrywał się w zachodzące słońce.
- Uciekaj! - usłyszał cichy krzyk Hermiony, jednak postanowił, że nie zrobi nic, chociażby po to, aby ją zdenerwować.
Kiedy znalazła się koło chłopaka w biegu szarpnęła go za koszulę zmuszając go do ucieczki.
- Puszczaj mnie! - krzyknął do niej.
- Gonią nas! Biegnij! - jego roztrzęsiona towarzyszka przyśpieszyła, a on, gdy dotarł do niego sens usłyszanych słów, uczynił to samo.

*
Zobaczył ją siedzącą i jego odwróconego tyłem. Przyśpieszył, czym niestety spłoszył dziewczynę, która zaczęła uciekać razem z bratem. Wściekły wyjął różdżkę i wycelował zaklęcie w nogi nastolatki.
- Locomotor Mortis! - wykrzyknął i z zadowoleniem patrzył jak Hermiona leci niczym długa
na ziemię. Przeskoczył nad nią i pognał za jej bliźniakiem, którego nie udało mu się schwytać, ponieważ ten ukrył się gdzieś w tym starym borze. Malfoy był tym faktem tak zdenerwowany, że w ataku furii przewrócił kopniakiem rosnące obok niego młode drzewo. Nadsłuchiwał jeszcze chwilę czekając na jakiś błąd swojego celu, ale zrezygnowany odpuścił po paru próbach i nieustannej głuchej ciszy.

Przynajmniej mam dziewczynę, a tego chłoptasia dorwę później.

Użył zaklęcia „Point me”, aby odnaleźć miejsce, w którym pozostawił Hermionę. Okazało się, że wrócił dosłownie moment przed tragedią, ponieważ Gryfonka przerażona na śmierć, nie mogąc wydać z siebie żadnego dźwięku wodziła wzrokiem za wilkiem, który okrążał jej ciało, wyraźnie z zamiarem jego spożycia. Można to było zauważyć po wygłodniałym wzroku i otwartej paszczy, z której zwisała gęsta ślina.
Zza pleców dziewczyny błysnął strumień zaklęcia. Z ulgą zobaczyła, że zwierzę zostało od niej odrzucone i pobiegło w głąb lasu. Zadowolona już miała zacząć podziękowania, kiedy zobaczyła, że osoba, która ją obroniła, była jednocześnie jej oprawcą i to właśnie z jej winy została skazana na tę sytuację. Blondyn patrzył na nią ze wściekłością. Wyglądał tak, jakby się zastanawiał czy słusznie zrobił nie zostawiając jej na pożarcie temu stworzeniu. Zmarszczyła czoło.
- No i na co się tak gapisz Malfoy? - powiedziała już znacznie poirytowana całą tą sytuacją.
- Morda Granger. - uciął szybko. Miał tak demoniczny wyraz twarzy podczas wypowiadania tych słów, że dziewczyna dla własnego bezpieczeństwa postanowiła zamilknąć. Chłopak podszedł do niej i podniósł za włosy sprawiając jej niemały ból.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęła przez łzy.- To boli! -zacisnęła zęby, kiedy on postawił ją do pionu i oparł o rosły dąb.
- Myślałaś, że się nie dowiemy? - przytrzymał jej twarz tak, żeby skierowała wzrok wprost na jego oczy. - Myślałaś, że dacie radę uciec? - ścisnął jej policzki. Zobaczył przerażenie porównywalne z tym, które przed chwilą przeżywała podczas ataku wilka. - To źle myślałaś. Teraz dopiero dowiesz się jak bardzo będziesz cierpieć razem ze swoim bratem. - ostatnie zdanie wyszeptał tak, że aż zadrgała. Odsunął się od jej ucha.
- Co Granger, strach cię obleciał? - uśmiechnął się triumfalnie - mówiłem Ci, że za ucieczkę kara będzie surowa. - powiedział i w tym samym momencie puścił jej twarz, co spowodowało, że natychmiast upadła. Postanowiła, że będzie milczeć, żeby więcej go nie drażnić. Otrzepała swoje skrępowane ciało i próbowała wstać. Cały czas zastanawiała się, czy Nathan zdołał się gdzieś ukryć. Miała głęboką nadzieję, że uda mu się sprowadzić jakąś pomoc, po czym z bólem przypomniała sobie, że przecież jej brat nie zna nikogo z jej szkoły, a zwłaszcza z Zakonu. Jak ma się skontaktować z kimkolwiek, nie wiedząc nawet gdzie się kierować?
Wtem Malfoy chwycił ją za ramię i teleportował do Riddle Palac. Znaleźli się w pokoju, którego jeszcze nie widziała wcześniej. Pomieszczenie było znacznie większe niż jej pokój, jednak zarazem było mniejsze niż sala, w której torturowano Nathana. Wszystkie ściany były czarne jak smoła tak samo jak i posadzka, a mroczny efekt  pogłębiał fakt, że w sali nie było żadnego okna. Przy końcu pomieszczenia na trzech drewnianych stołkach siedziały trzy zasłonięte przez obszerne szaty z kapturami osoby. Pierwsza z nich, siedząca na środku wstała i podeszła do niej kierując w jej głowę różdżkę. Dziewczyna była sparaliżowana strachem, kiedy pozostałe osoby z Malfoy’em włącznie uczyniły to samo. Każdy wypowiedział inne zaklęcie. Hermiona myślała, że umrze. Tortury miażdżyły jej głowę, a ona czuła jak krzyk rozrywa jej wnętrze. Przed oczami miała świdrującą ciemność, a zapach jej własnej krwi atakował każdy zmysł. Straciła poczucie czasu. Kiedy wreszcie przestali, na pograniczu świadomości zobaczyła owe trzy postacie wychodzące z sali i usłyszała trzaśnięcie drzwi. Malfoy nadal był przy niej, ale jej to nie obchodziło. Stanął nad nią i patrzył. Widział jak się powoli wykrwawia.
- Żałosna jesteś Granger.- powiedział i wyszedł zostawiając ją samą.

Leżała tak cierpiąc potwornie, aż w końcu uleciała z niej świadomość.

poniedziałek, 17 października 2016

Rozdział 5

Po niewielkim upływie czasu wrócili na polanę i uzbierane drewno rzucili w jedno miejsce. Jeden z kawałków szczególnie wyróżniał się na tle innych; był czarny i lśniący, dobrze wygładzony. Hermiona już miała podpalić tą stertę, ale brat ją powstrzymał.
- O co ci chodzi?
- Zobacz - przykucnął, zaczął grzebać wśród zeschłych kłączy i podniósł znalezisko do góry - to chyba różdżka.
- Teraz widzę - odgryzła się nastolatka i zabrała mu ją. Obejrzała przedmiot dokładnie. Grymas pojawił się na jej twarzy.
- Należy do jednego ze sług Voldemorta. - powiedziała rzeczowo. Brat zaczął intensywnie wpatrywać się w różdżkę, jednak nie znalazł nic co mogłoby potwierdzić przypuszczania dziewczyny.
- Nie mam pojęcia po czym to poznałaś - skwitował.
- No przyjrzyj się dokładnie zdobieniu przy dolnym końcu. Wyraźnie widać jak mały wąż przewija się przez jej rękojeść. A tutaj - wskazała na spód różdżki - został wytłoczony mroczny znak.
- Spalmy ją. - powiedział szybko Nathan - im mniej uzbrojeni są ludzie Czarnego Pana, tym lepiej dla nas.
Przy pomocy znaleziska podpalił stos i zanim Hermiona zdążyła zaprotestować, różdżka została wrzucona w palenisko, i zajęła się ogniem.

*
 
Siedział na parapecie okna swojej komnaty opierając rękę na skupionym czole. Analizował w myślach wszystkie swoje ruchy podczas treningu. Nagle znak na przedramieniu ostro go zaszczypał. Wiedział co to może oznaczać. Każda różdżka jest ściśle powiązana z czarodziejem, którego wybrała. Wytwarza między sobą, a jej właścicielem szczególną więź, nie tylko duchową, ale i fizyczną. Mroczny znak w nią wtłoczony dodatkowo pogłębił ich połączenie. Przedramię zapiekło go mocniej. Teraz nie miał wątpliwości; jego różdżka musiała zostać zniszczona. Przeraziło go to, bo jeżeli była z nim szczególnie związana poprzez znamię od Voldemorta to on również musiał poczuć ten ból. Na reakcję Czarnego Pana nie musiał czekać długo. Chwilę później został przez niego wezwany i za pośrednictwem znaku przeteleportowło go do auli, w której kolacja dobiegła już końca. Zesztywniał widząc furię w oczach swojego przywódcy, jednak kiedy On zaczął mówić jego głos nadal był spokojny.
- Draconie, pokaż mi różdżkę - powiedział bez wstępnych słów. Zbliżył się do chłopaka.
- Nie mam jej.. - odpowiedział cicho starając się nie patrzeć w świdrujące oczy Riddle’a.

Do sali weszły jeszcze dwie postaci. Draco rozpoznał w nich swoich rodziców. Przeraziło go to jeszcze bardziej.
- Wzywałeś nas panie. Oto jesteśmy. - powiedział ojciec chłopaka jak zwykle swoim chłodnym opanowanym głosem. Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać skierował się w ich stronę.
- Zaiste Lucjuszu, że wypowiadasz te słowa z tak wielkim spokojem. - powiedział swoim chrapliwym głosem. Malfoy’owie popatrzyli na siebie lekko zdumieni.
- Czy coś się stało? - zapytała Narcyza, której serce zaczęło bić szybciej na widok swojego roztrzęsionego dziecka.
- Moja droga - Czarny pan uśmiechnął się dobijająco - twój syn właśnie okrył hańbą wasz jakiż ceniony pośród czarodziei lud.
Lucjusz na te słowa gwałtownie odwrócił się w stronę swojego dziedzica i popędził do niego z demoniczną miną. Złapał go za kark i podniósł w górę.
- Co. Zrobiłeś. - wycedził zza zaciśniętych mocno zębów. Draco nie wiedział co ma zrobić. Wiedział jedynie, że teraz nic go nie uratuje przed gniewem ojca. 
- Lucjuszu, proszę! - krzyknęła Narcyza podbiegając do obojgu mężczyzn. Voldemort stał i patrzył na tę scenę z pogardą. Widział jak kobieta łkając próbuje uwolnić syna z silnego zacisku dłoni jej męża.
- Odpowiadaj mi! - krzyknął wściekły blondyn patrząc w mętne już z bólu oczy syna.
- Udusisz go, błagam cię przestań! - kobieta szarpała jego dłoń z płaczem, jednak ten pozostał niewzruszony.
- Dość. - Tom Riddle wymierzył w nich różdżkę i po  sekundzie cała trójka znalazła się poobijana na ziemi w dwumetrowych odstępach od siebie. Podszedł do nich wściekle zarzucając przy tym długi tren swojej szaty. Chwycił z rękę panią Malfoy i wbił swoje szpony w jej gardło. Pozostała dwójka wstała szybko i bez słowa czekali na dalszy rozwój akcji. Kobieta popiskiwała ze strachem w oczach.
- Draconie. Masz dwa dni na znalezienie moich wnuków. Jeżeli ci się nie uda - popatrzył na dygocąca kobietę i przejechał jej mocno pazurem po policzku tak, że ze zrobionej rany wyciekła strużka krwi - zabiję ją.
Puścił Narcyzę i wyszedł przez najbliższe drzwi. Draco podbiegł do matki i przytulając ją w jego oczach pojawiły się łzy.
- Nie pozwolę ci zginąć. - szepnął jej na ucho. Matka popatrzyła na niego, a on czuł w sobie rozdzierający ból. Lucjusz także do nich dołączył i uderzył syna z taką siłą, że ten  poleciał na znajdujący się nieopodal kant filaru.
- Wynoś się. - powiedział tylko biorąc żonę na ręce. Młody Malfoy cały w ranach natychmiast teleportował się do pokoju dwójki uciekinierów. Był cały roztelepany. Położył się na zimnej posadce i próbował uspokoić oddech. Kiedy w końcu się pozbierał zapałał gorącą nienawiścią do rodzeństwa. Pragnął ich znaleźć i zemścić się za to całe cierpienie. Podniósł się i zaczął gorączkowo przeczesywać cały pokój. Na krawędzi szafki nocnej zobaczył długi cienki przedmiot. Była to różdżka zrobiona z jasnego drewna. Uśmiechnął się tępo.

Znajdę was. Chociaż miałbym was wykopać z ziemi, znajdę. W tedy zapłacicie za wszystko.

Teleportował się na skraj urwiska, z którego nie tak dawno jeszcze podziwiał piękno otaczającej go przyrody. Stał i nadsłuchiwał uważnie. Czekał na jakikolwiek znak ich obecności w tym lesie, bowiem wiedział, że musieli się tutaj gdzieś znajdywać. Nie było innej opcji, nie mieli dużo czasu na ucieczkę.
Słońce zaczęło powoli zbliżając się ku zachodowi, kiedy usłyszał w oddali głośny trzask. Pognał ile sił w nogach w tamtym kierunku.
____________________________________________________
Oto i kolejny rozdział Inessis. Po tak długim odstępie czasu wracam i obiecuję, że wytrwam do końca historii :)
Jak Ci się podoba? Jeżeli masz jakieś uwagi, lub chcesz się podzielić ze mną swoją opinią (do czego serdecznie zapraszam) napisz komentarz. Natomiast, jeżeli jesteś nowym czytelnikiem i/lub nie chcesz opuścić kolejnej części historii kliknij śmiało ikonkę obserwacji.
Do zobaczenia już za tydzień,
XOXO

niedziela, 16 października 2016

Zapowiedź

Od jutra wznawiam dodawanie postów.
Rozdziały będą dodawane co poniedziałek.
Zapraszam do obserwowania i nadrabiania lektury.

Do zobaczenia jutro :)
XOXO

piątek, 1 kwietnia 2016

Informacja

Chciałabym na początku przeprosić za moją nieobecność. Rozdziały wciąż się tworzą, ale postanowiłam przerwę w ich publikowaniu, ponieważ nie chcę się zmuszać do pisania i na siłę wymyślać fabułę w ciągu tygodnia. Dodam, że miałam swoje osobiste powody przez które przestałam to robić. Kiedy zrobię porządny zapas rozdziałów, znów będę je dodawać regularnie co poniedziałek.
Dziękuję, za wszystkie dobre słowa i mam nadzieję, że kiedy powrócę znów będziecie chcieli to czytać. Mogę zdradzić, że póki co wena mnie nie opuszcza.
Pozdrawiam serdecznie i proszę o zrozumienie oraz cierpliwość :)
XOXO

wtorek, 24 listopada 2015

Rozdział 4

Po zamknięciu się drzwi rodzeństwo usiadło na łożu Hermiony.
- Jak myślisz, dlaczego nas tu zabrali? - zaczął rozmowę Nathan gładząc się po łokciu. Siostra popatrzyła na niego z błyskiem w oku.
- Wydaje mi się - odwróciła wzrok w kierunku widoku ze strzelistych okien - że jemu może chodzić o Harry’ego.
Chłopak w tym momencie wytrzeszczył oczy, ale nadal spijał każde z jej słów.
- Voldemort musi wiedzieć, że się przyjaźnimy.
- No dobra, ale co w związku z tym?- podekscytowanie nastolatka nagle ulotniło się. Po tym pytaniu czekoladowooka spojrzała na niego znacząco.
- To, że on chce zabić Harry’ego, a my nie możemy na to pozwolić. Tylko Harry może go zniszczyć. Nikt inny.

Brunet kiwał głową przy każdym wypowiedzianym zdaniu, mimo, że niektórych rzeczy nie rozumiał. W przeciwieństwie do siostry nie był uczniem Hogwartu, a swoje magiczne umiejętności szlifował pod okiem jednego z najwspanialszych magów w Rumunii. Dlatego też często nie wiedział o czym mówi do niego nastolatka, bo sam posiadał wiedzę praktyczną i znał jej przyjaciół tylko z krótkich opowiadań. Postanowił jednak nie dopytywać się o nic i wypełniać jej polecenia.

Hermiona uśmiechnęła się lekko do brata widząc jego zaangażowanie. Potrzeba obserwowania tego co dzieje się na zewnątrz zaczynała ja powoli irytować. Patrzyła na kołyszące się drzewa zapuszczonego ogrodu posiadłości. Liście wirowały pośród nich wściekle. Niebo było szare, a po chwili z chmur zaczął padać drobny, ale cięty deszcz. Przygnębiona zmianą pogody już miała się odwrócić, kiedy dostrzegła pomiędzy falującymi na wietrze chwastami małą postać. przybliżyła się do szyby tak blisko, że dotykała jej tafli nosem. Nathan widząc zainteresowanie siostry podszedł i również zobaczył to co ona.
- Czy to nie jest… Zgredek? - zapytał zaintrygowany.
- Tak! Nathan, tak! - jej oczy przepełnione były setkami roztańczonych iskierek szczęścia, a ona sama rzuciła się w ramiona brata. On jednak nie podzielał jej entuzjazmu.
- Herma, on nas raczej nie zobaczy, jesteśmy dość wysoko…
- Poczekaj chwilę - odpowiedziała mu podekscytowana - mogę przecież wyczarować rzucający się w oczy błysk z różdżki!
Mimo radości dziewczyny, nastolatek pozostał sceptyczny, ale poszedł w poszukiwaniu swojej różdżki.
- Nie ma jej nigdzie! - wykrzyknął zdezorientowany nerwowo przetrącając po raz kolejny zawartość kieszeni. Klękną i popatrzył, czy gdzieś mu nie wypadła. Różdżki nie było.
- Musiała ci wypaść na dole, w sali. - powiedziała podenerwowana Hermiona. - Później się tym zajmiemy. Lumos!

Skierowała błysk wydobywający się z różdżki w stronę skrzata, a ten już po chwili zmaterializował się w środku pomieszczenia.
- Ty nie jesteś Zgredek… - gryfonka zbledła.
Stworzenie widocznie było płci żeńskiej. Miało rude włosy splecione w dwa opadające na klatkę piersiową warkocze i mocny makijaż na twarzy. Było ubrane w zieloną sukienkę.
Dziewczyna zaczęła się zastanawiać jak to możliwe, że nie dostrzegła różnicy między tym, a Zgredkiem. Będąc w ciągłej gotowości do obrony, wertowała swoją pamięć w celu odszukania informacji czym to jest, bo skrzata domowego przypominało jedyne przez wielkie oczy i uszy.

*

Draco mijał kolejne przeszkody, co raz uskakując przed wielkimi kałużami błota. Deszcz go zaskoczył, bo pojawił się tak właściwie znikąd, ale postanowił kontynuować swój trening. Stróżki wody lały mu się po karku i mieszały wraz z potem. Czuł jak koszulka opina jego pracujące ciało. Zatrzymał się dopiero, kiedy dobiegł do urwiska na skraju lasu. Widok gór przymglonych mżawką prezentował się niesamowicie. Zrobił kilka skłonów i ćwiczeń rozluźniających mięśnie, po czym przemoknął do reszty. W końcu rzucił ostatnie spojrzenie na scenerię, która go otaczała i z uśmiechem teleportował się do swojego pokoju.
Chciał osuszyć się zaklęciem i  ku swojemu zdziwieniu odkrył, że nie ma przy sobie różdżki.
Szlag by to trafił!

*

- Jestem Maura. - przedstawiło się stworzonko zakręcając na swoim koślawym paluchu jeden z rudych warkoczy.
Nathan na te słowa poderwał się z podłogi i przytulił ją mocno.
- Nie poznałem cię, wybacz!- wykrzyknął sympatycznie, natomiast Hermiona popatrzyła znacząco opuszczając w dół swoją różdżkę. Brat ujrzawszy, że im się przygląda pośpieszył z wyjaśnieniami.
- Siostro, to jest Maura, wróżna elfka. Wiele razy pomagała mi i mojemu mistrzowi podczas zajęć. Kiedyś uratowaliśmy ją przed śmiercią z rąk olbrzyma.
Dziewczyna zlustrowała istotkę od góry do dołu. Jak to możliwe, że nie rozpoznał jej od razu? Przecież trudno by było pomylić ją z kimkolwiek…
- Jest bardzo uzdolniona, potrafi zmieniać swój wygląd i manipulować otoczeniem. - kontynuował dalej rozwiewając przy tym jej myśli. Maura zarumieniła się.
- Pozwól panie, że dzisiaj spłacę swój dług u ciebie. Pozwól że wydostane was z tego zniewolenia.
Hermiona uśmiechnęła się, a wróżna elfka chwyciła ich za dłonie i przeniosła nad urwisko pobliskiego lasu.
- Wybaczcie, ale nie potrafię jeszcze teleportować się na dalej z dodatkowymi pasażerami. - opuściła głowę. Rodzeństwo się roześmiało i podziękowało serdecznie za to co dla nich zrobiła. Maura odzyskawszy humor zamieniła się w sokoła i odleciała w stronę oddalających się wraz z z nią chmur deszczowych.

Zostali sami wśród nieznanych im terenów Śmierciożerców zdani tylko na siebie, ale nie przeraziło ich to, wręcz przeciwnie: zakiełkowała w nich nadzieja na sprowadzenie pomocy i ostateczne pokonanie Voldemorta wraz z Zakonem.
Wyruszyli w głąb lasu. Po drodze rozważali wiele możliwości i sposobów kontaktu z przyjaciółmi i gdy znaleźli się na malutkiej polance osłonionej świerkami postanowili chwilę odpocząć, bo zdali sobie sprawę, że od rana nic nie jedli, a Nathan mimo użycia eliksiru od Malfoy’a w każdej chwili może poczuć się gorzej.
Chcieli rozpalić ognisko, więc rozdzielili się w celu odnalezienia drewna na opał. Każde z nich poszło w przeciwną stronę.
___________________________________________________________________
Przepraszam za opóźnienie, ale przez cały weekend byłam zajęta. Następny rozdział planowo w poniedziałek :) Zapraszam do obserwacji i komentowania
XOXO

poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozdział 3

Draco chciał jak najszybciej wrócić do sali. Nie mógł już wytrzymać w towarzystwie Granger-Riddle. Ta brudna szlama okazała się czarownicą najczystszej krwi, wywodząca się z rodu najpotężniejszych arystokratów w świecie magii. Obserwował każdy jej ruch próbując dostrzec co się w niej zmieniło, bo od razu kiedy ją zobaczył widział, że coś jest nie tak. Nie wyglądała tak jak zawsze. Była jakby poważniejsza, jej chochlikowata twarz złagodniała, a ciało wysmuklało. Co cię obchodzi jej cielsko? Wściekł się na siebie. Kiedy się obróciła zauważył, że włosy też ma jakby mniej nieokiełznane. Robisz się nudny. To tylko Granger. Ta sama wiem-to-wszystko kujonica. Nieważne. Nie słuchał co do niego powiedziała, postraszył ją tylko, po czym chwycił za mosiężną klamkę nie zwracając na już nią uwagi i wyszedł. Rzucił jeszcze na odczepnego kilka czarów zabezpieczających i ruszył w kierunku krętych schodów prowadzących do zebranych w posiadłości.
Kiedy przekroczył próg sali Voldemort spojrzał na niego z wyczekiwaniem.
- Ah, Draconie - powitał go - czy panna Riddle została odprowadzona do komnaty i odpowiednio przez ciebie pouczona? - chłopak uklęknął przed nim opuszczając głowę w dół.
- Tak panie.
- Wspaniale…Dołącz teraz do swych rodzicieli.
Młody Malfoy siadając na swoje miejsce zobaczył, że ojciec Hermiony cały czas nerwowo spogląda za siebie. Dyskretnie popatrzył w tym samym kierunku i twarz mu skamieniała, a skóra zbladła bardziej niż była zazwyczaj.
Na posadzce w sali nadal leżał skulony Nathan wykrwawiając się. Blondyn nie był pewny czy jeszcze oddycha, bo z tej odległości jego klatka piersiowa nie poruszała się nawet o milimetr.
Nagle do sali przybywały młode kobiety w krótkich zielonych sukniach z długim rękawem niosąc dania przykryte srebrnymi pokrywami. Wszystkie były identyczne, miały czarne włosy upięte w wysokie warkocze i taką samą twarz, zupełnie jakby to była ta sama sklonowana kobieta. Niewiasty stawiały przed nimi smakowitości i nalewały wina do złotych pucharów. Kiedy wyszły uczta rozpoczęła się na dobre i wszyscy zdawali się zapomnieć o najmłodszym męskim potomku Riddle’ów. Draco nie był w stanie przełknąć niczego. W nozdrzach piekł go zapach krwi.
Poczuł jak różdżka w kieszeni jego spodni wibruje. Oznaczało to, że Hermiona próbuje przebić się przez jego zaklęcia ochronne. Wstał, a rozmowy ucichły i wszystkie pary oczu zwróciły się ku niemu.
- Panie - zaczął opanowanym tonem - panna Riddle próbuje opuścić swoje zakwaterowanie.
- Idź Draconie… rozwiąż ten problem. - powiedział do niego Czarny Panie nie nie zaszczycając go spojrzeniem. - Weź go ze sobą. Może to ją zajmie. Nie wracaj więcej. - dodał wskazując na Nathana.
Blondyn uchylił lekko głowę na znak wyrażanego szacunku do osoby Voldemorta. Podszedł ostrożnie do leżącego ciała i wziął je na ręce. Żył. Poruszał prawie niedostrzegalnie powiekami. Krew pobrudziła jego białą koszulę. Czuł jak ciepło ulatnia się od chłopaka a jego byt odchodzi w zapomnienie. On umierał.
Teleportował ich prosto do komnaty Hermiony. Dziewczyna była jakby w amoku, rzucała uparcie zaklęciami w solidne drzwi jednak niczemu się nie poddały. Młody Malfoy patrzył na jej desperacki próby ucieczki  gdyby nie fakt, że osoba którą trzyma jest na pograniczu życia i śmierci zaczął by się z niej naśmiewać.
- Uspokój się i mi pomóż! - krzyknął wreszcie. Odwróciła się wściekle na pięcie gotowa go zaatakować, ale kiedy ich zobaczyła wyraz jej twarzy zmienił się na głęboko przerażoną. Natychmiast doskoczyła do brata, który bezwładnie zwisał na rękach Malfoy'a.
- Nathan słyszysz mnie? - dotknęła jego szyi. Była zimna jak lód.
- O Boże, Nathan otwórz oczy! Słyszysz!? - z jej oczu polały się łzy.- Proszę nie teraz błagam cię!
Krzyczała do zmasakrowanego ciała. Draco położył je na łóżku i odsunął się. Przyglądał się jak z ogromną troską i bólem rzucała zaklęcie uzdrawiające. To był straszny widok, jednak ona w tym wszystkim była taka piękna i delikatna, ale wciąż skupiona. Łzy wędrowały po jej policzkach tocząc się po szyi i spadając na rękę, w której trzymała różdżkę. Patrzył na nią nieprzytomnie, aż nagle Nathan otworzył powoli oczy i zasyczał gorzko. Hermiona wyraźnie zadowolona ze swojego sukcesu jeszcze bardzie i silniej produkowała tak zbawienny w tym momencie dla jej brata fioletowy strumień światła.
Szarooki zaczął przeszukiwać zawartość swojego czarnego płaszcza i w końcu znalazł to czego szukał.
Eliksir uzdrawiający jest bardzo ciężki do wyprodukowania, ponieważ już samo zdobycie wszystkich potrzebnych składników graniczy niemal z cudem, a samo uważenie go trwa od pół do nawet dwóch lat, przez co jest bezcenny i nie do zdobycia dla przeciętnego czarodzieja. Przyjrzał się fiolce i przez chwilę wahał się co zrobić. Nienawidził jej, ale nikomu nie życzył śmierci. Poza tym nie zna jej brata. Podjął decyzję. Podał młodej Riddle zielono-bursztynowy płyn eliksir.
- Skąd ty to masz? - popatrzyła na niego z niedowierzaniem.- Czy to jest…
- Daj mu to. - przerwał jej i wsadził na siłę otwartą fiolkę do ręki. Dziewczyna w ciężkim szoku wlała kilka kropel mikstury w usta Nathana. Jak na zawołanie rany zaczęły się zabliźniać,  krew powracała do jego żył, a oddech przyśpieszył. Uleczony chłopak usiadł i uściskał siostrę. Draco czuł się zmieszany i próbował się bezpiecznie wycofać, ale rodzeństwo to zauważyło i podeszło do niego. Hermiona zatkała fiolkę i oddała właścicielowi.
- Dziękuje- powiedział słabym głosem i wyciągnął do blondyna rękę. Malfoy podjął uścisk i odwrócił się w kierunku wyjścia.
- Nie wiem dlaczego to zrobiłeś, ale dziękuje ci z całego serca. - kiedy już prawie wyszedł usłyszał cichy głos dziewczyny. - jeśli będę mogła się jakos odwdzięczyć, wystarczy, że powiesz.
Ślizgon nie odwrócił się cały czas patrząc w jednym kierunku. Skinął tylko głową i wyszedł pośpiesznie.
Odbiło ci?! W co ty grasz?
Myśli atakowały go jak wzburzone fale tonącego. Nie wiedział dlaczego to zrobił. Poczuł impuls więc tak uczynił. To zły znak. Nie może poddawać się impulsom, chwilom ulotnym. Nie tak go nauczano. Musi być krytyczny, dumny i zimny. Nie ma miejsca na żadne uczucia, czy jakieś inne błędy. Trzeba twardo stąpać po ziemi wiedząc czego się chce i oczekując od innych posłuszeństwa. Trzeba wiedzieć jak postępować z ludźmi, musi trzymać ich krótko.
Wszedł do swojego pokoju i zamknął się w nim zaklęciem. Zdjął z siebie ubrania i wszedł do łazienki. Napuścił do wanny maksymalną ilość wody i dolał jabłkowego płynu do kąpieli. Poczuł jak przyjemne ciepło otula jego ciało, a słodki zapach łaskocze w nos. Już nie czuł się brudny przez swoją dobroć, w tym momencie nic się dla niego nie liczyło. Leżał tak, aż poczuł, że zaraz zaśnie wiec szybko się umył i wrócił do pokoju.
Oczyścił ciuchy odpowiednim zaklęciem, tak, że nie było już widać śladów krwi. Ubrał się w czarne dresy i t-shirt w tym samy kolorze, po czym postanowił, że wyjdzie z posiadłości trochę pobiegać, bo pogoda była ładna, a godzina wczesna. Chwycił jeszcze różdżkę, którą wsadził za bandanę zawiązaną na głowie. Szybko dotarł do ogrodu Riddle Palac i stamtąd potruchtał do pobliskiego lasu.


_________________________________________________________________________
Oto i następny rozdział, jak Ci się podoba?
Zapraszam do obserwacji bloga i  komentowania, chętnie przeczytam Twoją opinię! :)
Do następnego poniedziałku,
XOXO

poniedziałek, 9 listopada 2015

Rozdział 2


Słyszała jak jej przodek wyrywa różdżkę matce i rzuca na nią Imperio. Wrócił z powrotem przed dziewczynę i pocałował jej czoło. Natychmiast otworzyła oczy i poczuła, jak wszystkie jej wnętrzności podchodzą jej do gardła. Cofnęła się i przyłożyła rękę do ust. To było tak obleśne, że aż przerażające. Niewzruszony położył swoją dłoń  na jej lewym ramieniu.

- Drogie dziecko…- zaczął spokojnie czarnoksiężnik - odejdź.

Powiedziawszy to pchnął swoją wnuczkę w kierunku ciemnego tunelu. Niepewnie zaczęła iść przed siebie za wszelką cenę starając się nie odwracać. Czuła jak wszystkie pary oczu śledzą jej każdy krok, aż do momentu w którym zniknęła w czeluściach starego korytarza. Kiedy miała już pewność, że nikt jej nie widzi postanowiła wykorzystać szansę na sprowadzenie pomocy. Zbiegła w dół po marmurowych schodach i bacznie wytężając wzrok próbowała znaleźć drogę powrotną patrząc na obrazy. Popadała w coraz większa paranoję mijając wciąż te same dzieła, gorączkowo biegnąc co sił w nogach. Wydawało jej się, że szydzą z niej.

 

Na sali Voldemort przechadzał się po haftowanym dywanie nic nie mówiąc. Pani Granger pod wpływem imperiusa stała niewzruszona z kamienną miną patrząc na męża, który był już na granicy załamania nerwowego. Wszystko przed czym tak zawzięcie się bronił i uciekał wróciło do niego po tylu latach z tak ogromną siłą, że zaczęło go to przerastać. Cierpiał jak nigdy wcześniej. Nie wiedział co ma zrobić i jak może pomóc swojej rodzinie, do tego bał się o nich, wiedział, że mogą nie przeżyć. Postanowił, że się podda. Musi przyjąć warunki ojca, bo inaczej straci wszystkich, na których mu tak zależy. Wciągnął silnie powietrze do płuc.

- Dobrze ojcze. Wygrałeś… - na dźwięk tych słów Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać przystanął.

- Podoiłeś jakże mądrą i dojrzałą decyzję Augustusie - powiedział podchodząc do syna bliżej.

- Usiądźmy teraz przy stole jak za starych dobrych czasów, kiedy ty i ja - popatrzył jak jego potomek walczy z rządzą mordu - mogliśmy wyplewić całkowicie ten chłam, który śmie się nazywać czarodziejami…

Nie czekając na reakcję swojego pierworodnego praktycznie rzucił jego żoną na odpowiednie miejsce przy stole. Mężczyzna od razu się poderwał i pobiegł do swojej małżonki. Siadł obok jej zmanipulowanego ciała i złapał za rękę. Do oczu napłynęły mu łzy.

- A wy na co czekacie! - krzyknął z zadowoleniem Czarny Pan do swoich sług. - Siadajcie tak jak wam nakazano.

W sali podniósł się szmer przechodzących obok siebie ludzi, którzy zgodnie z rozkazem zajmowali swoje pozycje przy stole. Rodzina Malfoy’ów siedziała obok małżeństwa Riddle’ów jako ci najbliżsi słudzy.
 Draco był  wyalienowany, nie docierało do niego co się tak właściwie dzieje wokół. Czuł się poruszony okrutnością Lorda wobec jego własnej i jedynej prawdziwej rodziny z krwi i kości. Oczywiście wszystko skrzętnie ukrywał za maską obojętności i wyrafinowania tak jak zawsze to robił przed ojcem. Z jednej strony podziwiał czarnoksiężnika za tę moc, którą w sobie trzymał i chciał być taki jak on, jednak z drugiej nienawidził go za to jak traktuje swojego syna. Widział podobieństwo między nim, a jego ojcem Lucjuszem.

Kiedy wszyscy już się usadowili w sali zapadła znowu głucha cisza.

- Draconie..- na dźwięk swojego imienia chłopak zesztywniał.

- Tak Panie? - starał się odpowiedzieć z jak największym oddaniem.

- Znajdź i odprowadź pannę Riddle do wyznaczonej komnaty. Jej podróż trwa już zbyt długo...

Młodemu ślizgonowi serce zaczęło mocno walić. Gdzie ona jest? Jak ją znajdę? takie myśli przemykały mu przez głowę kiedy wstał z miejsca i szedł w kierunku, w którym widziano ją po raz ostatni.

- Nie zawiodę cię panie. - powiedział jeszcze krótko zanim zasłoniła go ciemność. Kątem oka zobaczył dumę rozpierającą jego ojca. Poczuł się pewniej.

Szedł przez jakiś okres czasu przed siebie, następnie sprawdzał czy nie ma jej gdzieś przy schodach. Odwiedził wszystkie, aż doszedł do rozdwojenia korytarza znajdującego się głęboko w posiadłości. Wsłuchiwał się dokładnie. Wydawało mu się, że słyszy człapnięcia pędzące z szybkością pocisku w jego stronę. Wyciągnął różdżkę. Nieraz jak chodził po tych korytarzach wyskakiwał na niego bogin czy inne nieprzyjemne stworzenie mieszkające w murach starej willi. Kiedy to coś było od niego zaledwie 2 metry, zdał sobie sprawę, że to ludzkie kroki, bo towarzyszyły im liczne sapnięcia. Wyciągnął ręce i już po chwili trzymał w nich Hermionę, która była tak śmiertelnie przerażona tym co się właśnie wydarzyło, że prawie widział jak jej skóra przybiera biały odcień niemalże świecący wśród tych egipskich ciemności. Zanim zdążyła krzyknąć teleportował ich przed drzwi do jej komnaty.

Wyglądała tak żałośnie, że aż się uśmiechnął. Nie wiedział dlaczego, ale rozbawił go widok takiej bezbronnej przerażonej dziewczynki. Czuł się tak, jakby oddawał jej właśnie za to spojrzenie wyższości, które posłała mu, kiedy musiał się jej skłonić.

Powoli dochodziła do siebie i próbowała wydostać się z uścisku Malfoy'a.

- Puszczaj mnie! - krzyknęła. Szybko wykonał jej polecenie jednak mimo wszystko uśmiechnął się do niej zadziornie.

- Wróciła ci odwaga co? - zaśmiał się szyderczo. - Szkoda że nie widziałaś swojej miny kiedy wpadłaś mi ramiona.

Zignorowała tą zaczepkę i uważnie przyjrzała się złotym literom na tabliczce. ‘Komnata H.J.RIDDLE’ przeczytała i próbowała otworzyć drzwi jednak ani ciągnięcie ani pchanie ich nie ruszyło.

- Mógłbyś z łaski swojej wpuścić mnie tam? - zjechała go wzrokiem - nie mam ochoty dłużej na ciebie patrzeć.

- Widzę Granger…, a raczej Riddle - popatrzył jej intensywnie w oczy - że nazwisko już cię zobowiązało. Oby tak dalej.

Dziewczyna zamilkła i poczerwieniała. Poczuła się okropnie, jak gdyby ślizgon walnął ją w twarz. Popatrzyła na niego z nienawiścią. Uśmiechnął się triumfalnie i zaczął powoli rzucać przeciwzaklęcia na wejście tak, żeby można było dostać się do środka.
Udało mu się osiągnąć swój cel; poruszył tymi prostymi słowami czarownicę do głębi.

 

Stała w milczeniu patrząc jak jej wróg pracuje. Po tym co powiedział poczuła się okropnie i zaczęła szukać w swojej głowie podobieństw między nią, a Voldemortem jednak nic nie znalazła, bo nie znała go przecież. Wiedziała tylko, (albo aż) że jest zły do szpiku kości i okrutny. Wzdrygnęła się. Przecież na pewno nie mogła być taka jak on, bo to już dawno by się jej uaktywniło.  Usłyszała jak coś przekręciło się ociężale i to wyrwało ją od myślenia. Draco nie czekał, na to czy jego podopieczna wejdzie do środka, tylko po prostu pociągnął ją do wnętrza komnaty.

Już miała oburzyć się jego zuchwalstwem jednak to co zobaczyła zaparło jej dech. Ściany pomieszczenia były w kolorze błękitu z pięknie namalowanymi zawijasami ręką jakiegoś niezwykle utalentowanego artysty. Wystrój był gustowny i z klasą, a słodkość pastelowych ścian przełamywały pięknie zdobione meble i czarna marmurowa podłoga. Strasznie walczyła ze sobą, żeby nie wyrazić na głos swojego zachwytu, zwłaszcza kiedy zobaczyła wielkie dwuosobowe łóżko z baldachimem z czarnego tiulu. Podniosła głowę do góry i zobaczyła okazały, rozłożysty kryształowy żyrandol wiszący tuż nad nimi.

 Draco cały czas przy niej był i przyglądał jej się uważnie. Odwróciła się nagle.

- Nie gap się na mnie. - powiedziała oskarżycielsko. Prawdę mówiąc skrycie cieszyła się czując na sobie jego wzrok. Jakże była rozczarowana kiedy na jego twarzy zobaczyła tylko znudzenie.

- Masz tu siedzieć, dopóki po ciebie nie przyjdę i nie próbuj żadnych ucieczek - był totalnie obojętny i popatrzył na nią z wyższością. - bo i tak cię znajdziemy a kara będzie surowa.

Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć on wyszedł trzaskając drzwiami. 

I tak cię znajdziemy

Usiadła na ziemi i wsłuchiwała się w rytm oddalających się kroków. Chciała, żeby ktoś przy niej był. Potrzebowała się komuś wykrzyczeć i wypłakać. Położyła głowę na podciągniętych kolanach i patrzyła martwo w kant łoża. Nie chciała niczego dotykać. Czułaby się jak zdrajca gdyby było jej tutaj dobrze. W miejscu, w którym jest tyle zła.

To zło otaczało ją wszędzie czuła jak wlewa się do jej głowy. Zamknęła oczy i próbowała nie myśleć o niczym. Chciała to przetrwać.

***
Kolejny rozdział już za nami! Chciałabym podziękować ze wszystkie miłe słowa, które dostaję w komentarzach, są bardzo motywujące :)
Jak Ci się podoba nowa część "Inessis"?
(Ten podział tekstu jest naprawdę irytujący...)
Zapraszam do dalszego komentowania i obserwacji!
Do poniedziałku
XOXO