Draco chciał jak najszybciej wrócić do sali. Nie mógł już
wytrzymać w towarzystwie Granger-Riddle. Ta brudna szlama okazała się
czarownicą najczystszej krwi, wywodząca się z rodu najpotężniejszych
arystokratów w świecie magii. Obserwował każdy jej ruch próbując dostrzec co
się w niej zmieniło, bo od razu kiedy ją zobaczył widział, że coś jest nie tak.
Nie wyglądała tak jak zawsze. Była jakby poważniejsza, jej chochlikowata twarz
złagodniała, a ciało wysmuklało. Co cię
obchodzi jej cielsko? Wściekł się na siebie. Kiedy się obróciła zauważył,
że włosy też ma jakby mniej nieokiełznane. Robisz
się nudny. To tylko Granger. Ta sama wiem-to-wszystko kujonica. Nieważne.
Nie słuchał co do niego powiedziała, postraszył ją tylko, po czym chwycił za
mosiężną klamkę nie zwracając na już nią uwagi i wyszedł. Rzucił jeszcze na
odczepnego kilka czarów zabezpieczających i ruszył w kierunku krętych schodów
prowadzących do zebranych w posiadłości.
Kiedy przekroczył próg sali Voldemort spojrzał na niego z
wyczekiwaniem.
- Ah, Draconie - powitał go - czy panna Riddle została
odprowadzona do komnaty i odpowiednio przez ciebie pouczona? - chłopak uklęknął
przed nim opuszczając głowę w dół.
- Tak panie.
- Wspaniale…Dołącz teraz do swych rodzicieli.
Młody Malfoy siadając na swoje miejsce zobaczył, że ojciec
Hermiony cały czas nerwowo spogląda za siebie. Dyskretnie popatrzył w tym samym
kierunku i twarz mu skamieniała, a skóra zbladła bardziej niż była zazwyczaj.
Na posadzce w sali nadal leżał skulony Nathan wykrwawiając
się. Blondyn nie był pewny czy jeszcze oddycha, bo z tej odległości jego klatka
piersiowa nie poruszała się nawet o milimetr.
Nagle do sali przybywały młode kobiety w krótkich zielonych
sukniach z długim rękawem niosąc dania przykryte srebrnymi pokrywami. Wszystkie
były identyczne, miały czarne włosy upięte w wysokie warkocze i taką samą
twarz, zupełnie jakby to była ta sama sklonowana kobieta. Niewiasty stawiały
przed nimi smakowitości i nalewały wina do złotych pucharów. Kiedy wyszły uczta
rozpoczęła się na dobre i wszyscy zdawali się zapomnieć o najmłodszym męskim
potomku Riddle’ów. Draco nie był w stanie przełknąć niczego. W nozdrzach piekł
go zapach krwi.
Poczuł jak różdżka w kieszeni jego spodni wibruje. Oznaczało
to, że Hermiona próbuje przebić się przez jego zaklęcia ochronne. Wstał, a
rozmowy ucichły i wszystkie pary oczu zwróciły się ku niemu.
- Panie - zaczął opanowanym tonem - panna Riddle próbuje
opuścić swoje zakwaterowanie.
- Idź Draconie… rozwiąż ten problem. - powiedział do niego
Czarny Panie nie nie zaszczycając go spojrzeniem. - Weź go ze sobą. Może to ją
zajmie. Nie wracaj więcej. - dodał wskazując na Nathana.
Blondyn uchylił lekko głowę na znak wyrażanego szacunku do
osoby Voldemorta. Podszedł ostrożnie do leżącego ciała i wziął je na ręce. Żył.
Poruszał prawie niedostrzegalnie powiekami. Krew pobrudziła jego białą koszulę.
Czuł jak ciepło ulatnia się od chłopaka a jego byt odchodzi w zapomnienie. On
umierał.
Teleportował ich prosto do komnaty Hermiony. Dziewczyna była
jakby w amoku, rzucała uparcie zaklęciami w solidne drzwi jednak niczemu się
nie poddały. Młody Malfoy patrzył na jej desperacki próby ucieczki gdyby nie fakt, że osoba którą trzyma jest na
pograniczu życia i śmierci zaczął by się z niej naśmiewać.
- Uspokój się i mi pomóż! - krzyknął wreszcie. Odwróciła się
wściekle na pięcie gotowa go zaatakować, ale kiedy ich zobaczyła wyraz jej
twarzy zmienił się na głęboko przerażoną. Natychmiast doskoczyła do brata,
który bezwładnie zwisał na rękach Malfoy'a.
- Nathan słyszysz mnie? - dotknęła jego szyi. Była zimna jak
lód.
- O Boże, Nathan otwórz oczy! Słyszysz!? - z jej oczu polały
się łzy.- Proszę nie teraz błagam cię!
Krzyczała do zmasakrowanego ciała. Draco położył je na łóżku
i odsunął się. Przyglądał się jak z ogromną troską i bólem rzucała zaklęcie
uzdrawiające. To był straszny widok, jednak ona w tym wszystkim była taka
piękna i delikatna, ale wciąż skupiona. Łzy wędrowały po jej policzkach tocząc
się po szyi i spadając na rękę, w której trzymała różdżkę. Patrzył na nią
nieprzytomnie, aż nagle Nathan otworzył powoli oczy i zasyczał gorzko. Hermiona
wyraźnie zadowolona ze swojego sukcesu jeszcze bardzie i silniej produkowała
tak zbawienny w tym momencie dla jej brata fioletowy strumień światła.
Szarooki zaczął przeszukiwać zawartość swojego czarnego
płaszcza i w końcu znalazł to czego szukał.
Eliksir uzdrawiający jest bardzo ciężki do wyprodukowania,
ponieważ już samo zdobycie wszystkich potrzebnych składników graniczy niemal z
cudem, a samo uważenie go trwa od pół do nawet dwóch lat, przez co jest
bezcenny i nie do zdobycia dla przeciętnego czarodzieja. Przyjrzał się fiolce i
przez chwilę wahał się co zrobić. Nienawidził jej, ale nikomu nie życzył
śmierci. Poza tym nie zna jej brata. Podjął decyzję. Podał młodej Riddle
zielono-bursztynowy płyn eliksir.
- Skąd ty to masz? - popatrzyła na niego z niedowierzaniem.-
Czy to jest…
- Daj mu to. - przerwał jej i wsadził na siłę otwartą fiolkę
do ręki. Dziewczyna w ciężkim szoku wlała kilka kropel mikstury w usta Nathana.
Jak na zawołanie rany zaczęły się zabliźniać,
krew powracała do jego żył, a oddech przyśpieszył. Uleczony chłopak
usiadł i uściskał siostrę. Draco czuł się zmieszany i próbował się bezpiecznie
wycofać, ale rodzeństwo to zauważyło i podeszło do niego. Hermiona zatkała
fiolkę i oddała właścicielowi.
- Dziękuje- powiedział słabym głosem i wyciągnął do blondyna
rękę. Malfoy podjął uścisk i odwrócił się w kierunku wyjścia.
- Nie wiem dlaczego to zrobiłeś, ale dziękuje ci z całego
serca. - kiedy już prawie wyszedł usłyszał cichy głos dziewczyny. - jeśli będę
mogła się jakos odwdzięczyć, wystarczy, że powiesz.
Ślizgon nie odwrócił się cały czas patrząc w jednym
kierunku. Skinął tylko głową i wyszedł pośpiesznie.
Odbiło ci?! W co ty
grasz?
Myśli atakowały go jak wzburzone fale tonącego. Nie wiedział
dlaczego to zrobił. Poczuł impuls więc tak uczynił. To zły znak. Nie może
poddawać się impulsom, chwilom ulotnym. Nie tak go nauczano. Musi być
krytyczny, dumny i zimny. Nie ma miejsca na żadne uczucia, czy jakieś inne
błędy. Trzeba twardo stąpać po ziemi wiedząc czego się chce i oczekując od
innych posłuszeństwa. Trzeba wiedzieć jak postępować z ludźmi, musi trzymać ich
krótko.
Wszedł do swojego pokoju i zamknął się w nim zaklęciem.
Zdjął z siebie ubrania i wszedł do łazienki. Napuścił do wanny maksymalną ilość
wody i dolał jabłkowego płynu do kąpieli. Poczuł jak przyjemne ciepło otula
jego ciało, a słodki zapach łaskocze w nos. Już nie czuł się brudny przez swoją
dobroć, w tym momencie nic się dla niego nie liczyło. Leżał tak, aż poczuł, że
zaraz zaśnie wiec szybko się umył i wrócił do pokoju.
Oczyścił ciuchy
odpowiednim zaklęciem, tak, że nie było już widać śladów krwi. Ubrał się w
czarne dresy i t-shirt w tym samy kolorze, po czym postanowił, że wyjdzie z
posiadłości trochę pobiegać, bo pogoda była ładna, a godzina wczesna. Chwycił
jeszcze różdżkę, którą wsadził za bandanę zawiązaną na głowie. Szybko dotarł do
ogrodu Riddle Palac i stamtąd potruchtał do pobliskiego lasu.
_________________________________________________________________________
Oto i następny rozdział, jak Ci się podoba?
Zapraszam do obserwacji bloga i komentowania, chętnie przeczytam Twoją opinię! :)
Do następnego poniedziałku,
XOXO
Ooo... U Dracona zaczyna się odzywać jego dobre serduszko... :3 Rozdział ci wyszedł jak zawsze przefantastycznie :D z resztą chyba wiesz jak podoba mi się twój blog :P
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę i wysyłam buziaki :*
Usuń