- Co my teraz zrobimy? - pani Granger wtuliła się w męża i
popłakała, dając upust swoim emocjom. August objął ją mocno i otarł jej łzy.
Dopiero po chwili poczuł na sobie natarczywy wzrok ich dzieci, co zmusiło go do
popatrzenia na nie. Czuł się przegranym. Wiedział, że teraz to, przed czym
chciał chronić swoją rodzinę nastąpi. Będzie musiał wytłumaczyć Hermionie i
Nathanowi co ich czeka. Nie pomylił się.
- Czy możecie nam powiedzieć o co chodzi? - pełnym wyrzutu
głosem powiedziała ich córka - Co wy macie z nimi wspólnego? I skąd do cholery
jasnej macie różdżki?!
Małżeństwo popatrzyło na siebie i po dłuższym milczeniu i
kilku głębokich wdechach Pan Granger opowiedział im wszystko: o więzi pomiędzy
nim a Voldemortem, o miłości do ich matki i przemianie na dobrego czarodzieja.
O tym jak zbuntował się przeciw ojcu, o ucieczce i ukrywaniu się przed
pochodzeniem jako mugole.
Na początku nie chcieli tego słuchać, w głowach im się nie
mieściło to, co się działo. Tyle ich ominęło. Tyle musieli wycierpieć przez
swoje pochodzenie. Wraz z następnymi zdaniami wypływającymi z ust ich rodziców słowa
uderzały w nich głębiej.
Kiedy opowieść wreszcie się zakończyła, głowę Hermiony
zalało tyle pytań, wątpliwości, skargi i ogólnej mieszaniny uczuć, że pod jej
wpływam po prostu osunęła się na ziemię. Siedziała tak i patrzyła w jeden punkt
próbując poukładać wszystkie myśli, podczas gdy reszta domowników pogrążyła się
w surowym milczeniu.
Jako pierwszy przełamał się Nathan, który nadal był pod
wpływem silnego szoku.
-Czyli idziemy teraz do Voldemorta, bo nasz ojciec - tu
wskazał na siebie i siostrę - jest jego synem? Tak? Dobrze zrozumiałem? - jego
wzrok świdrował rodziców, którzy tylko przytaknęli, wciąż milcząc. Gryfonka
tymczasem powoli wracała do normalnego
stanu.
- Wiecie co mnie boli najbardziej? - wskazała na nich gestem
- To, że udawaliście przed nami mugoli. Nawet sobie nie zdajecie sprawy ile
nieprzyjemności miałam z powodu „szlamowatego” pochodzenia.- uśmiechnęla się
żałośnie- Ale to nie ważne. Teraz musimy ustalić czego chce od nas DZIADEK.
Tato - już czas.
Rodzice popatrzyli na siebie ze wstydem i jednocześnie ze
zdumieniem. Hermiona nigdy nie odniosła się do nich w tak arogancki sposób.
Jednak czuli, że są winni dlatego postanowili nic nie mówić.
Cała czwórka złapała się za ręce i zniknęli ze świstem z
domu. Teleportowali się naprzeciw wielkiej, starej posiadłości ze spadzistym i
szpiczastym dachem , i z ogromnymi pięknie wykutymi drzwiami. Pan Grenger
rozejrzał się wokół i zmarszczył nos.
- Oto mój dom rodzinny - powiedział ponuro - kiedyś było tu
bardziej znośnie…- mówiąc to omiótł wzrokiem poczerniałe od grzyba ściany
budynku i rozległy zapuszczony ogród, który bez wątpienia mógłby się wpisywać w
jakąś niebezpieczną część Zakazanego Lasu.
Po jego twarzy widać było, że wspomnienia atakowały go, a
miejsce nie kojarzy mu się dobrze. Chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie
zdążył, bo razem z jego ustami otworzyły się mosiężne wrota skrzypiąc przy tym
przeraźliwie. Zobaczyli idąca w ich kierunku sylwetkę mężczyzny z długimi blond
włosami powiewającymi na wietrze. Nikt nie miał wątpliwości, kim jest ów
człowiek.
- Witam w Riddle Palac, panie Riddle. Pański ojciec już
oczekuje na wasze przybycie. - powiedział przez zęby charakterystycznym dla
siebie lodowatym głosem , a stalowe tęczówki mignęły złowrogo - Proszę udać się
za mną.
Cała sytuacja podniosła Hermionę na duchu. Widać było, że
Lucjusz Malfoy, arystokrata czystej krwi czuje się upokorzony rozkazem, który
wydał mu Czarny Pan. Jeden z najohydniejszych czarodziejów, ten którego syn
gardził nią i wyzywał od najgorszego gatunku czarodziejów- podludzi prowadził
ich jak sługa do wyznaczonego celu.
Przez chwilę nawet poczuła się pewnie i z politowaniem
popatrzyła na jasnowłosego mężczyznę, jednak po chwili się skarciła.
Nie możesz być taka
jak on.
Szli długo krętymi korytarzami, których ściany były
przesadnie ozdobne w przeciwieństwie do zewnętrznej części posiadłości,
obrazami w złotych ramach, kryształowymi żyrandolami i zaczarowanymi kamieni
szlachetnymi, które mieniły się światłem odbijanym z płonących przy nich świec.
Nastolatka nie mogła na to patrzeć i opuściła głowę w dół. Była zniesmaczona
tym, że całe to bogactwo splamione jest hańbą i krwią niewinnych ludzi.
Po niezliczonych przejściach po marmurowych schodach w górę
i w dół na zmianę, wreszcie dotarli na miejsce - sala była podłużna , a na
samym końcu widać było odwrócony tyłem do drzwi fotel nienaturalnych rozmiarów,
do którego prowadził dywan z wyhaftowanym wielkim wężem. Wzdłuż niego po obu
stronach stali jego poddani oraz Śmierciożercy. Zgodnie z zajmowaną pozycją
stali od najmniej ważnych pachołów, aż po najbardziej oddanych tuż przy samym
tronie. Kiedy szli środkiem prowadzeni przez Lucjusza ,obojętnie, a czasami z
wymuszeniem lekko poskłaniali im się, co sprawiło, że Hermiona czuła się
strasznie nieswojo, jednak kiedy dostrzegła Dracona kłaniającego jej się, poczuła
niesamowitą satysfakcję na myśl, że teraz to ona jest tą „lepszą i czystszą”
jeżeli chodzi o krew czarownicą. Zmierzyła go wzrokiem ze zwykłą dla siebie
pogardą co do niego. Jego oczy zapłonęły. Mogłaby przysiąc, że widziała jak
zaciska rękę na różdżce.
Pożałowała jednak tego zachowania i skarciła się w duchu po
raz kolejny, kiedy wraz z rodzina stanęli zaledwie krok od domniemanego tronu. Lucjusz
odszedł i stanął w szeregu naprzeciwko swojego syna pozostawiając ich samych.
Młoda Granger czuła jak serce jej przyśpiesza. Siedział tam. Jej plugawy
członek rodziny, o którym do dzisiaj nie miała pojęcia, znienawidzony od zawsze
wróg, Lord Voldemort - jej przodek, jej (o zgrozo) dziadek.
- Czego od nas chcesz? - pan Granger wypowiedział te słowa
tak nagle i z taka pogardą, że słudzy Czarnego Pana poderwali się, aby być w
gotowości, w razie rozkazu rzucenia zaklęć. Ku zaskoczeniu wszystkich po
dłuższej chwili głuchego odbijania się echem słów mężczyzny Tom Riddle tylko
się roześmiał, przerzucając nad siedzeniem kawałek swojej szaty. Wstał co spowodowało
zsuniecie się materiału na podłoże i powoli się odwróciwszy, uśmiechnął się.
Było to coś obrzydliwego; jego zniekształcona twarz bez nosa i uśmiech, który z
powodzeniem mógłby przyczynić każde lustro o pęknięcia na miliony kawałeczków
było jak tortura.
- Synu, czyż nie uczyłem cię jak należy zwracać się do
rodziciela? - powiedział ociągając się z tym swoim ochrypłym głosem obracając
przy tym różdżkę palcami.
- Nie jestem już twoim synem! - odkrzyknął bojowo mężczyzna
w okularach nieprzemyślanie, po raz drugi zaskakując wszystkich obecnych swoją
śmiałością wobec Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Tym razem Voldemort
nie przyjął tego aktu brawury i zniewagi ze spokojem. Widać było jak jego oczy
zachodzą się mgłą, co wywołało ogólne zdenerwowanie pośród jego sług. Co po
niektórzy zacisnęli wszystkie mięśnie i odwracali głowę tak, aby nie czuć tego
wzroku na sobie. Strzelił zaklęciem torturującym w Nathana, który stał
najbliżej. Chłopak upadł na ziemię zwiawszy się z bólu, co raz wydając z siebie
okrzyki cierpienia.
- Przestań! - krzyknęła Jane przez łzy, ale Czarny Pan,
któremu te słowa dodały jeszcze większej siły potraktował nastolatka mocniejszą
dawką magii. Hermiona w końcu nie wytrzymała i strzeliła w najstarszego
Riddle’a zaklęcie wytrącające różdżkę.
Kiedy połączenie zostało zerwane torturowany natychmiast
skulił się i ucichł.
Draco przyglądał się tej scenie z zapartym tchem. W życiu by
nie pomyślał, że ta mała szlama jest zdolna do czegoś takiego.
Voldemort podszedł do niej i schylił się tak, żeby móc
popatrzyć jej głęboko w oczy. Jego puste ślepia świdrowały jej w głowie, były
jak ciemna otchłań bez dna, przypominająca piekło. Ciało zaczęło jej drżeć i
ostatkami siły utrzymywała się w pionie.
To koniec pomyślała i zacisnęła
mocno powieki nie mogąc dużej znieść tego wzroku.
***
Tak oto prezentuje się pierwszy rozdział. Podoba się? Jeśli masz jakieś uwagi i/lub opinie zapraszam do komentowania :)
Z góry przepraszam za dziwny podział tekstu, ale jest on rozdzielany automatycznie i nic nie mogę z tym zrobić...
Z góry przepraszam za dziwny podział tekstu, ale jest on rozdzielany automatycznie i nic nie mogę z tym zrobić...
Kolejna część w następny poniedziałek.
Namawiam również do obserwacji.
Pozdrawiam
XOXO
Syn Voldemorta! Syn Voldemorta! Ykhym... przepraszam. Nie mogłam się powstrzymać. A tak na poważnie ten nowy rozdział świetny :D Voldemort jako dziadek Hermiony nie spodziewałabym się...
OdpowiedzUsuńHaha :D cieszę się, że Ci się podoba :)
UsuńAle super! Bardzo oryginalny pomysł. Niby dopiero pierwszy rozdział, ale za to już mnie to wciągnęło. Czytając to tak się wciągnęłam, że zapomniałam nawet, że to Dramione. Ciekawe, jak wszystko się potoczy. Proszę, wstaw rozdział jak najszybciej :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;)
Dziękuję! Bardzo mi miło :)
Usuń'-' Czytałam to z poważną miną i to jest super! Uwierz mi. Znam się na ty. Piszę własny blog i wysłałam książkę do wydawnictwa, więc uwierz mi, że twoje Dramione jest jednym z najlepszych :)
OdpowiedzUsuńMega motywacja, dziękuję pięknie! :)
UsuńMega mega. Pomysl styl i ogolem wszystko. Z niecierpliwoscia czekam n kolejny poniedzialrk i rozdzial. :-)XD
OdpowiedzUsuńHaha na szczęście to dzisiaj :) Dziękuję :)
UsuńCzytam i koniec najbardziej mi się podobał xd :)
OdpowiedzUsuń