Translate

poniedziałek, 2 listopada 2015

Rozdział 1


- Co my teraz zrobimy? - pani Granger wtuliła się w męża i popłakała, dając upust swoim emocjom. August objął ją mocno i otarł jej łzy. Dopiero po chwili poczuł na sobie natarczywy wzrok ich dzieci, co zmusiło go do popatrzenia na nie. Czuł się przegranym. Wiedział, że teraz to, przed czym chciał chronić swoją rodzinę nastąpi. Będzie musiał wytłumaczyć Hermionie i Nathanowi  co ich czeka. Nie pomylił się.

- Czy możecie nam powiedzieć o co chodzi? - pełnym wyrzutu głosem powiedziała ich córka - Co wy macie z nimi wspólnego? I skąd do cholery jasnej macie różdżki?!

Małżeństwo popatrzyło na siebie i po dłuższym milczeniu i kilku głębokich wdechach Pan Granger opowiedział im wszystko: o więzi pomiędzy nim a Voldemortem, o miłości do ich matki i przemianie na dobrego czarodzieja. O tym jak zbuntował się przeciw ojcu, o ucieczce i ukrywaniu się przed pochodzeniem jako mugole.

Na początku nie chcieli tego słuchać, w głowach im się nie mieściło to, co się działo. Tyle ich ominęło. Tyle musieli wycierpieć przez swoje pochodzenie. Wraz z następnymi zdaniami wypływającymi z ust ich rodziców słowa uderzały w nich głębiej.

Kiedy opowieść wreszcie się zakończyła, głowę Hermiony zalało tyle pytań, wątpliwości, skargi i ogólnej mieszaniny uczuć, że pod jej wpływam po prostu osunęła się na ziemię. Siedziała tak i patrzyła w jeden punkt próbując poukładać wszystkie myśli, podczas gdy reszta domowników pogrążyła się w surowym milczeniu.

Jako pierwszy przełamał się Nathan, który nadal był pod wpływem silnego szoku.

-Czyli idziemy teraz do Voldemorta, bo nasz ojciec - tu wskazał na siebie i siostrę - jest jego synem? Tak? Dobrze zrozumiałem? - jego wzrok świdrował rodziców, którzy tylko przytaknęli, wciąż milcząc. Gryfonka tymczasem  powoli wracała do normalnego stanu.

- Wiecie co mnie boli najbardziej? - wskazała na nich gestem - To, że udawaliście przed nami mugoli. Nawet sobie nie zdajecie sprawy ile nieprzyjemności miałam z powodu „szlamowatego” pochodzenia.- uśmiechnęla się żałośnie- Ale to nie ważne. Teraz musimy ustalić czego chce od nas DZIADEK. Tato - już czas.

Rodzice popatrzyli na siebie ze wstydem i jednocześnie ze zdumieniem. Hermiona nigdy nie odniosła się do nich w tak arogancki sposób. Jednak czuli, że są winni dlatego postanowili nic nie mówić.

Cała czwórka złapała się za ręce i zniknęli ze świstem z domu. Teleportowali się naprzeciw wielkiej, starej posiadłości ze spadzistym i szpiczastym dachem , i z ogromnymi pięknie wykutymi drzwiami. Pan Grenger rozejrzał się wokół i zmarszczył nos.

- Oto mój dom rodzinny - powiedział ponuro - kiedyś było tu bardziej znośnie…- mówiąc to omiótł wzrokiem poczerniałe od grzyba ściany budynku i rozległy zapuszczony ogród, który bez wątpienia mógłby się wpisywać w jakąś niebezpieczną część Zakazanego Lasu.

Po jego twarzy widać było, że wspomnienia atakowały go, a miejsce nie kojarzy mu się dobrze. Chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie zdążył, bo razem z jego ustami otworzyły się mosiężne wrota skrzypiąc przy tym przeraźliwie. Zobaczyli idąca w ich kierunku sylwetkę mężczyzny z długimi blond włosami powiewającymi na wietrze. Nikt nie miał wątpliwości, kim jest ów człowiek.

- Witam w Riddle Palac, panie Riddle. Pański ojciec już oczekuje na wasze przybycie. - powiedział przez zęby charakterystycznym dla siebie lodowatym głosem , a stalowe tęczówki mignęły złowrogo - Proszę udać się za mną.

Cała sytuacja podniosła Hermionę na duchu. Widać było, że Lucjusz Malfoy, arystokrata czystej krwi czuje się upokorzony rozkazem, który wydał mu Czarny Pan. Jeden z najohydniejszych czarodziejów, ten którego syn gardził nią i wyzywał od najgorszego gatunku czarodziejów- podludzi prowadził ich jak sługa do wyznaczonego celu.

Przez chwilę nawet poczuła się pewnie i z politowaniem popatrzyła na jasnowłosego mężczyznę, jednak po chwili się skarciła.

Nie możesz być taka jak on.

Szli długo krętymi korytarzami, których ściany były przesadnie ozdobne w przeciwieństwie do zewnętrznej części posiadłości, obrazami w złotych ramach, kryształowymi żyrandolami i zaczarowanymi kamieni szlachetnymi, które mieniły się światłem odbijanym z płonących przy nich świec. Nastolatka nie mogła na to patrzeć i opuściła głowę w dół. Była zniesmaczona tym, że całe to bogactwo splamione jest hańbą i krwią niewinnych ludzi.

Po niezliczonych przejściach po marmurowych schodach w górę i w dół na zmianę, wreszcie dotarli na miejsce - sala była podłużna , a na samym końcu widać było odwrócony tyłem do drzwi fotel nienaturalnych rozmiarów, do którego prowadził dywan z wyhaftowanym wielkim wężem. Wzdłuż niego po obu stronach stali jego poddani oraz Śmierciożercy. Zgodnie z zajmowaną pozycją stali od najmniej ważnych pachołów, aż po najbardziej oddanych tuż przy samym tronie. Kiedy szli środkiem prowadzeni przez Lucjusza ,obojętnie, a czasami z wymuszeniem lekko poskłaniali im się, co sprawiło, że Hermiona czuła się strasznie nieswojo, jednak kiedy dostrzegła Dracona kłaniającego jej się, poczuła niesamowitą satysfakcję na myśl, że teraz to ona jest tą „lepszą i czystszą” jeżeli chodzi o krew czarownicą. Zmierzyła go wzrokiem ze zwykłą dla siebie pogardą co do niego. Jego oczy zapłonęły. Mogłaby przysiąc, że widziała jak zaciska rękę na różdżce.

Pożałowała jednak tego zachowania i skarciła się w duchu po raz kolejny, kiedy wraz z rodzina stanęli zaledwie krok od domniemanego tronu. Lucjusz odszedł i stanął w szeregu naprzeciwko swojego syna pozostawiając ich samych. Młoda Granger czuła jak serce jej przyśpiesza. Siedział tam. Jej plugawy członek rodziny, o którym do dzisiaj nie miała pojęcia, znienawidzony od zawsze wróg, Lord Voldemort - jej przodek, jej (o zgrozo) dziadek.

 

- Czego od nas chcesz? - pan Granger wypowiedział te słowa tak nagle i z taka pogardą, że słudzy Czarnego Pana poderwali się, aby być w gotowości, w razie rozkazu rzucenia zaklęć. Ku zaskoczeniu wszystkich po dłuższej chwili głuchego odbijania się echem słów mężczyzny Tom Riddle tylko się roześmiał, przerzucając nad siedzeniem kawałek swojej szaty. Wstał co spowodowało zsuniecie się materiału na podłoże i powoli się odwróciwszy, uśmiechnął się. Było to coś obrzydliwego; jego zniekształcona twarz bez nosa i uśmiech, który z powodzeniem mógłby przyczynić każde lustro o pęknięcia na miliony kawałeczków było jak tortura.

- Synu, czyż nie uczyłem cię jak należy zwracać się do rodziciela? - powiedział ociągając się z tym swoim ochrypłym głosem obracając przy tym różdżkę palcami.

- Nie jestem już twoim synem! - odkrzyknął bojowo mężczyzna w okularach nieprzemyślanie, po raz drugi zaskakując wszystkich obecnych swoją śmiałością wobec Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Tym razem Voldemort nie przyjął tego aktu brawury i zniewagi ze spokojem. Widać było jak jego oczy zachodzą się mgłą, co wywołało ogólne zdenerwowanie pośród jego sług. Co po niektórzy zacisnęli wszystkie mięśnie i odwracali głowę tak, aby nie czuć tego wzroku na sobie. Strzelił zaklęciem torturującym w Nathana, który stał najbliżej. Chłopak upadł na ziemię zwiawszy się z bólu, co raz wydając z siebie okrzyki cierpienia.

- Przestań! - krzyknęła Jane przez łzy, ale Czarny Pan, któremu te słowa dodały jeszcze większej siły potraktował nastolatka mocniejszą dawką magii. Hermiona w końcu nie wytrzymała i strzeliła w najstarszego Riddle’a zaklęcie wytrącające różdżkę.

Kiedy połączenie zostało zerwane torturowany natychmiast skulił się i ucichł.

Draco przyglądał się tej scenie z zapartym tchem. W życiu by nie pomyślał, że ta mała szlama jest zdolna do czegoś takiego.

Voldemort podszedł do niej i schylił się tak, żeby móc popatrzyć jej głęboko w oczy. Jego puste ślepia świdrowały jej w głowie, były jak ciemna otchłań bez dna, przypominająca piekło. Ciało zaczęło jej drżeć i ostatkami siły utrzymywała się w pionie.
To koniec pomyślała i zacisnęła mocno powieki nie mogąc dużej znieść tego wzroku.

 
***
Tak oto prezentuje się pierwszy rozdział. Podoba się? Jeśli masz jakieś uwagi i/lub opinie zapraszam do komentowania :)
Z góry przepraszam za dziwny podział tekstu, ale jest on rozdzielany automatycznie i nic nie mogę z tym zrobić...
Kolejna część w następny poniedziałek.
Namawiam również do obserwacji.
Pozdrawiam
XOXO

9 komentarzy:

  1. Syn Voldemorta! Syn Voldemorta! Ykhym... przepraszam. Nie mogłam się powstrzymać. A tak na poważnie ten nowy rozdział świetny :D Voldemort jako dziadek Hermiony nie spodziewałabym się...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale super! Bardzo oryginalny pomysł. Niby dopiero pierwszy rozdział, ale za to już mnie to wciągnęło. Czytając to tak się wciągnęłam, że zapomniałam nawet, że to Dramione. Ciekawe, jak wszystko się potoczy. Proszę, wstaw rozdział jak najszybciej :*
    Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. '-' Czytałam to z poważną miną i to jest super! Uwierz mi. Znam się na ty. Piszę własny blog i wysłałam książkę do wydawnictwa, więc uwierz mi, że twoje Dramione jest jednym z najlepszych :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega mega. Pomysl styl i ogolem wszystko. Z niecierpliwoscia czekam n kolejny poniedzialrk i rozdzial. :-)XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam i koniec najbardziej mi się podobał xd :)

    OdpowiedzUsuń